Bardzo lubię robić takie pączki "na szybko" z dodatkiem serka homogenizowanego czy twarogu, ale najpyszniejsze jednak są te klasyczne, drożdżowe - chociaż bardziej czaso i pracochłonne 😍 Korzystając z dnia wolnego upiekłam właśnie takie pyszne, klasyczne pączki z ciasta drożdżowego. Mięciutkie, delikatne, lekkie jak piórko. Tym razem zrobiłam je trochę mniejsze, aby były podzielniejsze i łatwiej się przesmażyły 😉
- 500 g mąki pszennej
- 4 żółtka
- 60 g roztopionego masła
- 250 ml mleka
- 100 g cukru
- 30 g drożdży
- szczypta soli
- 1 cukier waniliowy o wadze 16g.
- 1 łyżka czystej wódki lub 1 łyżeczka spirytusu
Do nadzienia:
powidła lub marmolada
Do smażenia:
smalec lub olej
Robimy rozczyn z połowy ciepłego mleka, drożdży, łyżeczki cukru i łyżeczki mąki. Ostawiamy do podrośnięcia w ciepłe miejsce. W misie miksera umieszczamy przesianą mąkę, żółtka, cukier i cukier waniliowy, sól, resztę ciepłego mleka, alkohol i wyrośnięty rozczyn. Wyrabiamy hakiem miksera, przez kilka minut, po czym dodajemy roztopione ciepłe masło. Ubijamy całość do momentu uzyskania gładkiego ciasta. Następnie misę przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejce na ok. 1 h. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Kiedy ciasto jest już odpowiednio wyrośnięte wykładamy je na stolnicę, wałkujemy na placek o grubości ok 1.5 cm i wykrawamy kółka. U mnie nie były one zbyt duże, każde ważyło ok 42-44 g. Do środka nakładamy trochę marmolady/powideł, sklejamy dokładnie, formując w dłoniach kulkę. Tak uformowane pączki odkładamy na ściereczkę posypaną delikatnie mąką. Przykrywamy drugą ściereczkę, i odstawiamy w celu delikatnego napuszenia. Kiedy lekko podrosną smażymy na oleju/smalcu rozgrzanym do temperatury 175 stopni, przez około 4 minuty z każdej strony. Tłuszczu powinno w garnku być tyle, aby nasze pączki swobodnie w nim pływały, i żeby sięgał do połowy zanurzonych pączków. Po usmażeniu wykładamy na serwetki w celu odsączenia z nadmiaru tłuszczu. Jeszcze ciepłe lukrujemy (cukier puder+woda+sok z cytryny). Niestety nie miałam skórki pomarańczowej, więc moje polukrowane pączki posypałam liofilizowanymi malinami.
O Kochana! Toż to dzieła sztuki! Są cudowne w każdym calu i żal je jeść,a z drugiej strony trudno się powstrzymać! Idealne pączusie na czas karnawału.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam 🙂
Dziękuję ślicznie 😍 Wyszły nawet, nawet, chociaż obowiązkowa jasna obwódka, nie na wszystkich wyszła 😉 Ważne, że w smaku takie jak lubię.
UsuńBoże, wieki nie robiłam pączków! Takie "prawdziwe" są dość pracochłonne... Ach, żeby ktoś z paczką takich pyszności wpadł, jakiś kurier z Walii czy cóś...
OdpowiedzUsuńKochana nie jesteś odosobniona 😉, bo ja myslałam intensywnie ile lat temu smażyłam ostatnio takie klasyczne pączki - i nie mogłam sobie przypomnieć 😂 Takie na twarogu czy serku homo to robię, bo one "tak na szybko" się robią. Podrzucam Ci wirtualnie 4 szt 😘 Będzie mało daj znac!
UsuńZ malinkami wyglądają nawet lepiej niż ze skórka pomarańczowa
OdpowiedzUsuń