Na temat wartości odżywczych bobu nie będę się rozpisywała.
Jest ich na prawdę wiele, ale szczegóły znajdziecie w internecie.
Nadmienię tylko o gotowaniu bobu, bo kilka osób mnie o to pytało. Bób wrzucamy na osolony wrzątek (ja dodaję też szczyptę cukru dla przełamania smaku) i gotujemy - (tutaj jest pełna dowolność) tak długo, aby uzyskać ulubioną twardość.
Mój po 8 minutach był jeszcze dość twardy, więc dogotowałam go kolejne 2 minuty. Są jednak osoby dla których bób gotowany 5 minut jest idealny, a są osoby lubiące bób dosłownie rozgotowany. Podobnie jest z łuskaniem ugotowanego już bobu. Niektórzy co wrażliwsi robią to zaraz po ugotowaniu, inni przed samym jedzeniem, a jeszcze inni (mniej wrażliwi) wcinają z łuskami :)) Ja wyłuskałam tym razem bób, i dopiero wtedy połączyłam go na patelni z boczkiem, cebulą i czosnkiem. Pracy trochę przy tym było, ale nie widziałam sensu mieszać moich dodatków z bobem, po czym pozbywać się boczku i cebulki (czyli tego co najlepsze) wraz z łupiną.
- ok 350 g bobu
- kilka plasterków chudego boczku (u mnie wędzonka)
- 2 małe ząbki czosnku
- 1 cebula
- świeży koperek
- olej kujawski z bazylią
Cebulę i boczek kroimy w kosteczkę i podsmażamy na oleju, pod koniec smażenia dodajemy posiekany czosnek.
Bób przekładamy na patelnię, mieszamy z cebulką i boczkiem, posypujemy posiekanym koperkiem, ew. solimy do smaku.